Wejście w "Carnival Row" jest tym łatwiejsze, że również w warstwie wizualnej wygląda bardzo znajomo. Można odnieść wrażenie, że przed rozpoczęciem prac nad serialem twórcy poświęcili wiele czasu
Jeśli serialowe produkcje Amazonu nie są Wam znane i chcielibyście ten stan rzeczy zmienić, to "Carnival Row" jest całkiem dobrym wyborem na początek. Łatwo przyciąga uwagę, ma wiele elementów, które sprawią, że widzowie będą oglądać po kilka odcinków na raz. Jednocześnie nie jest to serial pozbawiony wad. Zbyt duża liczba wątków i postaci, jak również pęd, by nakreślić ramy świata, sprawiają wrażenie fabuły niepotrzebnie zagraconej. "Carnival Row" jest raczej obietnicą dobrego serialu. Złożoną jednak w sposób na tyle przekonujący, że z łatwością można w nią uwierzyć.
Tę wiarę wspiera przede wszystkim sam wykreowany świat. Nie jest on co prawda zbytnio oryginalny, ale za to zbudowano go z niezwykłą starannością i dbałością o detale. Podstawowa konstrukcja jest typowa dla fantasy - mamy więc do czynienia z konfliktem wynikającym z dualistycznego podziału samej rzeczywistości. Z jednej strony są ludzie, z drugiej magiczne istoty. W świecie ludzi rządzi racjonalizm, nauka i technologia. Elfy, fauny związane są z przedwiecznymi tradycjami, wiedzą tajemną i magią wykraczającą poza możliwości pojmowania śmiertelników.
Dla fanów fantastyki takie ustawienie ram świata przedstawionego sprawi oczywiście, że poczują się jak ryby w wodzie. Na podobnych dychotomiach bazuje bowiem niezliczona liczba literackich cykli fantasy. Jest to rozwiązanie tak powszechne, że równie dobrze może stanowić jeden z elementów definiujących gatunek. Twórcy więc z łatwością budują poczucie swojskości, a to zdecydowanie ułatwia zaakceptowanie serialu, który nie jest przecież ekranizacją znanej marki.
Wejście w "Carnival Row" jest tym łatwiejsze, że również w warstwie wizualnej wygląda bardzo znajomo. Można odnieść wrażenie, że przed rozpoczęciem prac nad serialem twórcy poświęcili wiele czasu przeglądają funkcjonujące w popkulturze obrazy fantastycznych światów, w tym również grach wideo. Stąd krainy magicznej przypominają te, które znamy ze "Skyrim". Zaś miasta ludzi swój kształt zawdzięczają w dużej mierze steampunkowi.
Dopracowanie szczegółów jest dowodem na to, że design świata został starannie przez twórców przemyślany. Może nawet za bardzo. Twórcy są ewidentnie zakochani w swoim dziele i za wszelką cenę chcą się tym pochwalić. Skutkiem ubocznym jest więc masowe wrzucanie coraz to nowych informacji na temat praw i mechanizmów rządzących wykreowanym na potrzeby serialu światem. W każdym odcinku są całe partie ekspozycyjne, prezentujące wiedzę encyklopedyczną. Przeciąża to widzów i spowalnia narrację.
A przecież jest to ledwie czubek informacyjnej góry lodowej. "Carnival Row" jest bowiem - na dobre i na złe - dzieckiem swoich czasów. Jak większość powstających obecnie seriali porusza więc tematy gorące społecznie. I nie stanowią one jedynie barwnego tła, lecz zagarniają dla siebie znaczną część fabuły.
Najwięcej miejsca poświęca się problemowi uchodźców. Istoty magiczne są ekwiwalentem Syryjczyków z naszej rzeczywistości. Zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów zniszczonych przez wojenną zawieruchę. Schronienie znajdują w obcym im świecie, który na domiar złego wcale nie wita ich z otwartymi ramionami. "Carnival Row" chce więc być studium napięć etnicznych, rasowych ekstremizmów, wybuchów ksenofobii i zrodzonego z desperacji terroryzmu.
To sporo jak na serial fantasy. A przecież na tym nie koniec! Jednym z głównych wątków jest historia młodej Imogen Spurnrose. To opowieść o kobiecej emancypacji i o przerywaniu wąskich ram światopoglądowych grup uprzywilejowanych, dla której punktem wyjścia jest trudna sytuacja materialna i kontakt z Obcym. "Carnival Row" chce więc być jednym z tych seriali, który trzyma rękę na pulsie najgorętszych tematów w debacie publicznej. Ewidentnie ma ambicje pomagania widzom w lepszym zrozumieniu naszego świata poprzez stworzenie intelektualnego dystansu zastępując emigrantów czy innowierców istotami magicznymi i czarami-marami.
Niestety takie podejście twórców jest największą wadą "Carnival Row". I to z dwóch powodów. Po pierwsze, obecnie większość powstających seriali w mniejszym lub większym stopniu próbuje ogrywać gorące tematy społeczne, z konfliktami etnicznymi i ekonomicznymi na czele. "Carnival Row" zamiast się więc wyróżniać na tle konkurencji, dołącza do szumu tworzonego przez inne podobne tematycznie seriale i po prostu ginie w tłumie.
Ważniejszy jest jednak drugi powód. "Carnival Row" jest po prostu przeciążony tematycznie. Zalew wątków, bohaterów, poruszanych spraw, konieczność nieustannego podawania informacji budujących szczegóły wykreowanego świata najzwyczajniej w świecie męczą. Nie wszystkie elementy będą widzów w równym stopniu interesować. To zaś prowadzić będzie do frustracji i poczucia, że znaczna część czasu serialowego jest marnotrawiona na błahostki.
Dlaczego więc pomimo tych wad warto sięgnąć po "Carnival Row"? Odpowiedź jest banalnie prosta. Ponieważ wszelkie niedostatki równoważy główny wątek fabularny. Jest on niczym potężny filar opierający się potopowi i gwałtownym wichurom. Wbrew wszystkim i wszystkiemu stoi niewzruszenie, skupiając na sobie uwagę, która w innych warunkach z łatwością zostałaby rozproszona przez mnogość tematów i detali.
Historia tajemniczych morderstw, które ma rozwiązać grany przez Orlando Blooma bohater, ma w sobie wszystko, czego powinniśmy oczekiwać od dobrej kryminalnej intrygi. Są tajemnice, które wiążą sprawę z tragiczną biografią bohatera. Nieznane szczegóły jego przeszłości mają wpływ na bieżącą politykę miasta i mogą wpłynąć w przyszłości na dynamikę społecznych relacji. Ten wątek jest więc tak bogaty w szczegóły i na tyle konsekwentnie poprowadzony, że z powodzeniem wystarczyłby na samodzielne wypełnienie całego sezonu. To on rozbudza też największą ciekawość sprawiając, że sięga się po kolejne odcinki. Zaś po zakończeniu sezonu to tak historia sprawi, że z wypiekami będzie się wyczekiwać kontynuacji.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu